sobota, 15 grudnia 2018

*V* Dorcas Meadows i Syriusz Black

Dorcas uśmiechnęła się lekko do Jane, która wychodziła na krótki patrol przed ciszą nocną. Chwilę za nią wpadła Lily, która, kolejny raz tego dnia, rozpłakała się.
Dosłownie kwadrans wcześniej, Mary Macdonald przyszła do nich i powiedziała, że Snape siedzi pod portretem Grubej Damy, i zagroził, że będzie spał na korytarzu jeżeli Lily do niego nie wyjdzie, aby z nim porozmawiać. Nie posłuchała jej, Jane ani Katheriny. Zdecydowanie odradziły jej wychodzenie do tego drania, ale Evans postąpiła inaczej. Obmyła twarz, założyła szlafrok i wyszła.

Rudowłosa usiadła obok niej i oparła głowę na jej ramieniu. Dorcas westchnęła i objęła przyjaciółkę ramionami.
– Błagam, nie mów, że mu to wybaczyłaś... – wyszeptała.
– Powiedziałam, że to koniec, Dorcas. Ja i Sev, już się nie przyjaźnimy. – Meadows znów westchnęła, nie wiedząc, co powiedzieć. Na jej usta cisnęły się słowa, że przyjaciółka już dawno powinna to zrobić, ale Lily była załamana jak nigdy, więc odpuściła sobie i głaskała ją po włosach. Miała nadzieję, że to pomoże, bo gdyby Evans nagle zapytałaby, co sądzi, to zapewne odpowiedziałaby dosadnie szczerze. Fakt, może nie podzieliłaby losu Katheriny, która próbowała zmienić rolę Jamesa w tym wszystkim, bo Lily obarczała właśnie Pottera za tę sytuację. Ale Dorcas podpisywała się obiema rękoma pod ostatnim komentarzem Katheriny, który został rzucony zanim Parkes wyszła trzaskając drzwiami. "Może i zachowanie Jamesa względem innych jest karygodne, ale nie miota czarną magią na prawo i lewo, nawet w Śmiecierusa! Bo zaklęcie, którym oberwał James było czarnomagiczne, Lily! I nie, Lily, nie bronię Jamesa, ale na litość! Nie stawiaj go na równi ze Snape'em! James przynajmniej cię posłuchał i odpuścił, kiedy zainterweniowałaś, a Snape? Nazwał cię sama–wiesz–jak! A to nie jest wina Jamesa!" I wtedy nastąpiło dramatyczne trzaśnięcie drzwiami. Parkes do tej pory nie wróciła i razem z Remusem nie pojawili się na kolacji.
Lily w końcu położyła się w swoim łóżku, więc Dorcas na spokojnie przebrała się w pidżamę. Usłyszała bardzo ciche pukanie w drzwi, więc je otworzyła.
– Merlinie, nie mów, że znów on. – Spojrzała na Mary Macdonald, która była zaledwie ponad godzinę temu z wieścią, że Snape czeka na Evans.
– Nie... Syriusz chciał, abym poprosiła Jane albo ciebie na słówko. – Brunetka zdziwiła się, ale kiwnęła głową. Ubrała szlafrok i kapcie.
– Dzięki Mary. Mam nadzieję, że już dziś nie będziesz posłańcem. – Uśmiechnęła się do blondynki i pożegnały się przy drzwiach do dormitorium Macdonald.
Weszła do Pokoju Wspólnego i rozejrzała się za Blackiem. Uśmiechnęła się do obrońcy i kapitana Gryfonów, który odwrócił się w jej stronę. Razem z innymi uczniami z siódmego roku zajmowali największą kanapę w salonie.
– Dorcas! Dołączysz? – zapytał i uniósł do góry puchar, zapewne przyniesiony z kuchni. Po jego różowych policzkach mogła domyślić się, co było w środku. Kuszące...
– Nie tym razem, Denis! – Puściła mu oczko, kiedy go mijała, bo zauważyła Blacka, siedzącego na siedzisku zrobionym we wnęce dużego okna.
– Nie było Jane? – zapytał od razu śmiesznie brzmiącym głosem. Od kilku miesięcy był w fazie przechodzenia mutacji i chociaż nie brzmiał aż tak źle, to i tak Katherina miała na nim używanie, bo przecież to Black. A Blackowie podobno nie siorbią, nie puszczają bąków i nie przechodzą mutacji.
– Nie, jest na patrolu. – Usiadła po drugiej stronie siedziska i opatuliła się szczelnie szlafrokiem. – Więc?
– James martwi się o Evans. Nie pojawiła się na kolacji, wszystko z nią dobrze? – Miała ochotę wywrócić oczyma. Potter zaczął latać za Lily odkąd chyba zrozumiał, rolę mężczyzny i kobiety w świecie. Ich sprzeczki dostarczały więcej rozrywki niż przedstawienia kółka teatralnego.
– Da sobie radę. Chyba wreszcie zrozumiała, że Snape, to już nie ten dzieciak... – zaczęła, ale urwała, bo chyba tylko one znały początki przyjaźni pomiędzy Lily a Snape'em. Syriusz kiwnął głową i już miała zeskoczyć z siedziska, ale chwycił jej dłoń, i odwróciła się do niego, cały czas gotowa do odejścia.
– Jamesowi jest naprawdę przykro i chciałby to naprawić...
– Dor, kochanie, na pewno nie dołączysz? – Oboje spojrzeli na Denisa, który podszedł do nich z leniwym uśmiechem na ustach. Zdecydowanie w pucharze nie miał soku dyniowego.
– Denis, skarbie... – Pogładziła chłopaka po policzku i uśmiechnęła się do niego z politowaniem. – Już ja cię znam... Zabierzesz mnie do dormitorium, na jednym drinku się nie skończy i nim się obejrzymy wylądujesz w łóżku słodko chrapiąc, tym samym łamiąc mi serce. Dlatego odpocznij, wyśpij się, a w sobotę mamy randkę na balu, więc wtedy spędzimy kilka chwil zupełnie tête-à-tête[1].
– Teraz ty mi łamiesz serce, kochanie. – Wywróciła oczyma, gdy położył jej dłoń na swojej piersi. – Czujesz, jak rozbija się na kawałeczki?
– Denis, Denis, Denis... – powiedziała jego imię szeptem i westchnęła ciężko. – Przecież złamałam je już dawno temu.
Touché[2]... – Zaśmiała się, gdy złapał się teatralnie za serce. Zaczął wycofywać się z Pokoju Wspólnego powoli jej machając.
Faites de beaux rêves, Denis[3]. – Pomachała mu i odwróciła się ponownie do Syriusza, gdy parsknął śmiechem.
– Serio? – parsknęła śmiechem, gdy zapytał. – Flirtujecie ze sobą wplątując francuski?
– No nie mów, że nigdy tego nie robiłeś. – Założyła ręce na piersi i patrzyła na niego wyczekująco.
Touché... – zakpił i uśmiechnął się zawadiacko. Rozluźniła się nieco, bo trochę było jej głupio, że ktoś był tego świadkiem. Denis był miły i zabawny. Nie wyszło im, ale obiecała, że pójdzie z nim na bal dla siódmoroczniaków. Miała nadzieję, że ta impreza nie skończy się tak, jak ta na której była po Wielkanocy i po której wylądowała z Regulusem Blackiem w jednej z klas...
– Błądzisz gdzieś myślami i aż boję się zapytać w jakie rejony twojego umysłu zawędrowały. – Black roześmiał się głośno. – Jesteś czerwona jak piwonia.
– Wiem... – Przyłożyła dłonie do policzków, jakby to miało pomóc. – Więc, co z Jamesem?
– W sumie, to nie jest ważne... – powiedział nieco niższym, mniej chrapliwym głosem. – Zatem wyrywasz chłopców na język francuski?
– To jedyny sposób na kontakt z tym językiem. Wprawdzie, w wakacje cały czas mówię z ciocią po francusku i podobno jak już raz czarodziej dobrze nauczy się języka, to pamięta go, ale i tak boję się, że przez te kilka miesięcy wszystko zapomnę. – Wzruszyła ramionami, jakby to było normalne.
– Jak dobrze się nauczyłaś, to będziesz pamiętała. Ojciec Barty'ego Croucha zna ponad sto języków obcych, a ma z pięćdziesiąt lat... Pomyśl ile języków musi znać Dumbledore. – Była prawie pewna, że dyrektor zna więcej języków, więc kiwnęła głową. – Jesteś Francuzką?
– Tylko w połowie. – Przytaknęła. – Tata był Brytyjczykiem, a mama Francuzką.
– Słyszałem, co się stało... – Skrzywiła się. Jej rodzice zginęli jak miała pięć lat. Myślała, że pogodziła się z tym, ale wszystko wróciło, gdy zaczęła szkołę. Słyszała dużo plotek i przepłakała przez nie wiele nocy, ale ciocia uspokajała ją, że to tylko czcze gadanie i mijają się z prawdą. – Przykro mi.
– Jak po ostatnim egzaminie? – zadała to pytanie tylko po to, aby rozluźnić nieco niezręczną atmosferę. Black całkiem szczerze, ale też z tym swoim niewątpliwym urokiem, opowiedział jej o zabawnych sytuacjach, jakie miały miejsce na praktycznych egzaminach.
Później opowiadał o ostatnim meczu, gdzie on i Mary wbili najwięcej punktów, a James złapał znicza w widowiskowy sposób.
Była pewna, że Potter od szóstego roku zostanie kapitanem drużyny. Syriusz wyznał, że James ma zamiar znaleźć dobrego szukającego wśród pierwszoroczniaków i będzie trenował go przez cały szósty rok. Na ostatnim roku będzie ścigającym, a dzieciak szukającym i tym samym, zostawi dobrego zawodnika. Miał szczerą nadzieję, że udobrucha tym ruchem profesor McGonagall, która pierwszych siwych włosów dorobiła się właśnie przez nich.
Nigdy nie rozmawiała z Syriuszem dłużej niż kwadrans.
Wtedy przegadali prawie całą noc.
*******
Tydzień. Tyle czasu minęło nim ojciec wreszcie wezwał go na rozmowę.
Co roku było to samo. Wracał na wakacje. Na peronie żegnał się z przyjaciółmi i samotnie wracał na Grimmauld Place 12. Tego dnia zbierała się cała rodzinka i świętowano nadejście wakacji. On już w zeszłym roku zerwał z tradycją i nie pojawił się na przyjęciu. W tym roku też nie. Zamknął się w sypialni, nie chcąc słuchać zachwytów nad Regulusem, czy co gorsza, tych chorych haseł, które cytowała zafascynowana Voldemortem Bellatriks i reszta jego rodziny.
Czekał w salonie i wpatrywał się w gobelin rodziny Blacków. Jego największą zmorę od pięciu lat, gdy pierwszy raz złamał tradycję rodu Blacków i został przydzielony do Gryffindoru.
Odwrócił się, gdy usłyszał cichy kaszel. Miał szczerą nadzieję, że to Smocza Ospa i dopadnie również resztę rodziny, którą właśnie odwiedzała matka z Regulusem.
– Chciałeś mnie widzieć – powiedział unosząc wyżej podbródek. Jak tylko dostrzegł, że przez ostatnie dziesięć miesięcy przerósł ojca, to postanowił, iż w tym roku, to on będzie górą. Specjalnie na tę okazję wypolerował dwunastocalową różdżkę z czerwonego dębu, którą trzymał w rękawie, gotowy, żeby w każdym momencie szybko ją wysunąć.
– Twoje postępy w nauce jak najbardziej zasługują na pochwałę. – Doskonale wiedział, co to oznacza: złoto. Złoto w jego skrytce, którą rodzice otworzyli jak poszedł do Hogwartu. Jak jeszcze myśleli, że trafi do Slytherinu. Zawsze dostawał jakąś kwotę za wyniki w nauce. Uczył się dobrze, więc co roku dostawał kilkadziesiąt galeonów. – Myślałem, że wyjaśniliśmy sobie w zeszłe wakacje, że twoje zachowanie musi się zmienić. Tymczasem byliśmy zasypywani sowami ze szkoły o twoim karygodnym zachowaniu! Przyjaźnisz się ze szlamami, chodzisz na plugawy przedmiot i znęcasz się nad Ślizgonami!
– Niewinne żarciki... Nic wielkiego. – Na pewno nie tak dużego jak to, co mam tutaj.
– Nic wielkiego? Mógł zginąć Ślizgon! – Przekręcił oczyma, pokazując jak dużo sobie z tego robi.
– Jakby nie wtykał swojego długiego nosa w nieswoje sprawy, to do niczego by nie doszło. To się nazywa selekcja naturalna – odpowiedział patrząc w czarne oczy ojca. Wyczytał z nich chłód i pogardę. Niezmiennie od pięciu lat, kiedy wrócił po pierwszym roku. Prawy bok zapiekł go na samo wspomnienie. Toujours pur[4]... Bolało go długo, ale duma jaką poczuł wtedy... Czuł ją co roku, stojąc naprzeciwko ojca i poddając się jego zaklęciom. Ten rok miał być inny.
Wziął głęboki oddech, gdy Orion Black wyciągnął różdżkę zza pazuchy i wycelował w niego.
Faute et punition.[5] – Teraz lewy bok go zapiekł, gdy usłyszał te słowa. Zawsze je słyszał, gdy coś przeskrobał a od pięciu lat towarzyszył temu ból lewego boku. – Cruc...!
Protego! – wysunął szybko różdżkę z rękawa i zdołał rzucić zaklęcie tarczy, która odbiła klątwę tuż po tym, jak wybrzmiała z ust ojca. Expelliarmus! Różdżka wyleciała z dłoni Oriona i potoczyła się gdzieś pod stół. Brachiabindo! Niewidzialne węzy spętały ojca unieruchamiając go. Syriusz uśmiechnął się dumnie, i gdy ojciec chciał się odezwać, to rzucił na niego Silencio.
Toujours libre, mon père.[6] – Spojrzał na niego z góry i przyłożył palec do jego klatki piersiowej. Wystarczyło delikatne dotknięcie, aby ojciec stracił równowagę i upadł na podłogę z głośnym odgłosem uderzenia.
*******
Zapach pasty do polerowania zawsze go uspokajał i naprawdę cieszył się, że Dorea Potter obudziła ich wcześniej, i zabrała na Pokątną. Mogli zrobić to sami, ale budzili się zbyt późno, żeby ominąć największy ruch na ulicy.
Zostawił Jamesa pod wystawą z nowymi Zmiataczami 6. Był ciekawy, jak długo będą musieli czekać na odpowiedź Devlina Whitehorna, północnoirlandzkiego wytwórcy mioteł sportowych Nimbus. Facet był ich idolem. Razem ze szwagrem zajęli się produkowaniem mioteł i szybko osiągnęli wysoką pozycję w branży.
Przesunął się nieco, żeby zrobić miejsce rodzince z dwójką dzieci i wtedy ją zauważył. Uśmiechnął się huncwocko i zakradł się do niej bezszelestnie.
– Czy można panience, w czymś pomóc? – zapytał zmieniając głos, odwróciła się delikatnie, ale nawet na niego nie zerknęła.
– Dziękuję, tylko się rozglądam – powiedziała beznamiętnym tonem i dalej oglądała półkę z akcesoriami do gry w quidditcha.
– Mamy dzisiaj wyjątkową, niepowtarzalną promocję: przy kupnie pięciu mioteł dostanie pani jedną w gratisie. – Starał się brzmieć jak profesjonalny sprzedawca.
– Czy ja wyglądam na kogoś, kto potrzebuje sześć mioteł? – zapytała zirytowana, odwracając się do niego. Uśmiechnął się szelmowsko i obserwował, jak emocje na jej twarzy zmieniają się.
–Syriusz! – Była zaskoczona, ale zadowolił go fakt, że widocznie ucieszyła się na jego widok. – Cześć.
– Cześć, Dor... – odpowiedział i chwilę milczeli, patrząc się na siebie. Wskazał na półkę przed nią. – Szukasz pałki?
– Och, ja... Tak tylko oglądam... – Miał ochotę parsknąć śmiechem, bo wydźwięk tego pytania sprawił, że dziewczyna zarumieniła się lekko. Czuł, że i on robi się nieco zawstydzony, gdy chwyciła jedną pałkę i zbadała ją dłońmi. – Ta wydaje się być ciekawa. Duża i twarda. To całkiem solidna pałka, co nie, Black?
– Masz dobry gust – przyznał.
– Najlepszy! – prychnęła z wyższością i zaśmiał się. Dorcas odłożyła drewnianą pałkę na półkę i odwróciła się do niego. – Jak wakacje?
– Zapewne cię zadziwię, ale... – zaczął, ale urwał, gdy podeszła do nich średniego wzrostu brunetka. Syriusz zamilkł, bo wszędzie rozpoznałby te rysy twarzy. Julie, była siostrą Elizabeth Meadows, jego pierwszej opiekunki. Dorcas w ogóle nie była podobna ani do mamy, ani do ciotki. Musiała wdać się w ojca, w którego śmierć zamieszani byli jego rodzice. Nigdy nie pytał jej, czy wie jak powiązana jest ich rodzina, ale sądząc po tym, jak dziewczyna go traktowała, o niczym nie miała pojęcia. On również mało co wiedział, ale raz udało mu się oprzeć oklumencji ojca i mignęły mu jakieś wspomnienia.
– Dorcas, idziemy już kochanie – powiedziała kobieta przyjemnym dla ucha tonem głosu i uśmiechnęła się do niego miło. – Pożegnaj się z kolegą, ja poczekam na zewnątrz. Do widzenia.
Odpowiedział kobiecie i razem z Dorcas odprowadzali ją wzrokiem. Meadows westchnęła cicho i spojrzała na niego.
– Cóż... Miło było cię spotkać. Pozdrów chłopaków, jak będziesz się z nimi widział. – Pomachała mu ręką.
– Udanych wakacji, Dor. – Pochylił się i przycisnął usta do jej policzka, i chwilę trwał w tej pozycji. Do jego nozdrzy uderzył zniewalający bezowy aromat perfum i poczuł bardzo przyjemne ciepło rozlewające się w jego piersi.
– Wzajemnie, Syriuszu – powiedziała, kiedy już się od niej odsunął. Z dziwnym zadowoleniem obserwował jej naprawdę delikatne zakłopotanie. Meadows zdecydowanie go fascynowała.
Patrzył za nią i dopiero, kiedy wyszła, to odwrócił się do Jamesa, który stał za nim i odchrząknął.
– To była Dorcas Meadows? – zapytał Potter, a on kiwnął głową.
– Tak... To była ona – wyszeptał uśmiechając się pod nosem. Chwycił pałkę, którą z takim zainteresowaniem oglądała Dorcas i zanim przyjaciel zdążył cokolwiek powiedzieć, to poszedł z nią do kasy.

– Nadal nie rozumiem po co ci ta pałka. Przecież te co mam w zupełności wystarczają. – Syriusz spojrzał na Jamesa, który właśnie oglądał przedmiot. Zamachnął kilka razy w powietrzu, jakby coś odbijał i przerzucał sobie ją przez chwilę z jednej dłoni do drugiej. Black wrócił do wcześniejszej czynności, nie zaszczycając przyjaciela odpowiedzią. – Co ty tak właściwie robisz? Bo chyba nie pracę domową... Miałeś z tym poczekać na mnie, stary!
– Piszę list.
– Oho, a do kogóż to? – Syriusz spojrzał na Jamesa, gdy rzucił pałkę na biurko.
– Mam nadzieję, że jej nie porysowałeś, bo inaczej wsadzę ci ją głęboko w...
– ...w poważaniu to mam. – Parsknął śmiechem, gdy James mu przerwał. – To do kogo?
– Do Dorcas – odpowiedział drżącym głosem nawet nie starając się ukryć zakłopotania. Mina Pottera stała się nieprzenikniona. Za cholerę nie wiedział, co przyjaciel teraz myśli. Zazwyczaj wystarczyło na niego spojrzeć i wiedział, co Rogaczowi siedzi w głowie.
– Dorcas Meadows? – dopytał, a on przytaknął.
– Tylko taką znam.
– Ale po co? – Poczuł się trochę urażony, gdy James spojrzał na niego z niemałym zdziwieniem, jakby to, że pisze do dziewczyny było jakimś... dziwnym zdarzeniem?
– Bo mi się podoba. – Rogacz nadal na niego patrzył jakby mocno uderzył się w głowę. – Jest seksowna...
– No przecież! Mam oczy! – parsknął Potter, jakby to było oczywiste, a on poczuł złość.
– Hej! Mówisz o mojej lasce!
– Jesteście już razem?! Od kiedy?!
– Jeszcze nie, ale pracuję nad tym... – przyznał ciszej, a James zaśmiał się krótko.
– Nie chodzi się z dziewczyną tylko przez to, że jest seksowna, stary. – Syriusz wywrócił oczyma. Rogacz właśnie przechodził fazę dorastania i wszędzie, gdzie się dało mówił "stary" lub "stara".
– Jest cholernie zabawna, pewna siebie, mądra, błyskotliwa i zajebiście seksowna, stary! – powiedział Black wymieniając wszystkie najważniejsze cechy, jakie dostrzegł w niej po tych kilku dłuższych rozmowach pod koniec piątego roku. – Zapomniałem, że jest też troskliwa, miła i...
– ...Seksowna? – dodał James i Syriusz rzucił w niego poduszką, którą miał pod ręką.
– Nie jest trzpiotką, jak Winsborn na przykład...
– ...Albo Cay.
– Na przykład. A jak już mieliśmy, wiesz... swoje momenty, to chyba mogę napisać? – zapytał retorycznie i nie sądził, że przyjaciel zacznie filozofować. To zazwyczaj była robota Remusa.
– W zasadzie to trochę dziwne. Niby tak, w końcu mieliście te swoje momenty, ale stary... Wcześniej gadaliście tylko zapewne o eseju na historię magii, a to nudny temat. Kiedy ty w ogóle miałeś czas, żeby z nią gadać? Zawsze jesteś z nami, a jak nie, to na treningu, no ale to wtedy mam cię na oku, a nie przypominam sobie, żeby była w drużynie... Jak nie jesteś z nami, to pewnie ona jest z Evans... O nie, stary. Trzymaj swoje łapska z dala od słodkiego tyłka przyjaciółki Evnas!
– Stary! – zirytował się Black i wstał z łóżka. – Przestań rzucać takimi epitetami w nią, bo cię walnę! Może pogadamy o cyckach Evans?
– Zamknij się, stary! – James poczerwieniał i Black klasnął w ręce.
– Właśnie! O jej cyckach nawet nie mogę powiedzieć...
– ...nawet nie myśl...
– ...a o Dorcas powiedziałeś, że jest seksowna i ma słodki tyłek! Też masz tak nie myśleć! – warknął na przyjaciela.
– Nawet nie waż się do niej podbijać, stary! Wiesz, co możesz narobić? Evans już mnie nienawidzi, ale to się zmieni na szóstym roku, bo przynajmniej nie będzie słuchała tej podstępnej żmii! Tylko nie uderzaj do jej psiapsiółki! Złamiesz jej serce i mi się oberwie rykoszetem, a nie tobie! – tłumaczył mu James, a on kiwał głową, ale nie żeby potwierdzić. Raczej po to, żeby się streszczał.
– Nie zamierzam nikomu łamać serca! Poważnie ją traktuję, a to chyba dobrze rokuje, co? Pomyśl sobie... Katherina jest z Remusem, Dorcas będzie ze mną... Może chociaż będzie ze mną chodziła na randki. A w tym czasie Evans... – zaczął kombinować.
– ...w tym czasie Evans będzie z Elliot, stary! Można by próbować wciągnąć to Petera, ale Jane jest cholernie mądra i jedyna osoba z naszej paczki, która ma poukładane w głowie tak jak ona, jest zajęta przez moją kuzyneczkę! – James opadł na łóżko i widać było, że zawzięcie o czymś myśli.
– Wieczorami Elliot pilnuje uczniów, no wiesz... Jest prefektem. Wtedy na pewno Evans nie będzie nią zaabsorbowana. – Nie dodał tego, że nie będzie też zaabsorbowana Jamesem... Przynajmniej na początku. – Poza tym, stary. Przedkładasz swoje szczęście nad moje? No to nie moja wina, że zaskoczyło... Nie planowałem tego.
– Ale że niczego nie zauważyłem? – jęknął James, a on uśmiechnął się lekko. Już nie wiedział, czy Rogacz jest załamany tym, że postanowił uderzyć do przyjaciółki Evans, czy tym, że nie zauważył tego, iż on i Dorcas częściej ze soba rozmawiają.
*******
Wróciła wraz z ciotką do tego okropnie dużego i okropnie pustego domu. Jej humor od razu się popsuł, bo wiedziała, że nie będzie się widziała z innymi ludźmi przez najbliższe kilka dni.
Powinna się przyzwyczaić, że wakacje właśnie tak wyglądają, ale przez dziesięć miesięcy była w otoczeniu przyjaciółek czy znajomych i teraz ciężko było jej się przestawić na tryb życia godny średniowiecznej pustelnicy.
Rzuciła torbę z pastami do polerowania mioteł na podłogę. Ciotka była trochę dziwaczką stroniącą od ludzi i mającą bzika na punkcie bezpieczeństwa, ale na szczęście będąc na Pokątnej nigdy nie dała jej odczuć zakłopotania. Ludzie raczej mogli ją opisać jako nieśmiałą, wycofaną i dystyngowaną kobietę, ale ona znała prawdę. Ciotka była paranoiczką.
Wprawdzie nie musiała pluć trzy razy przez lewe ramię, żeby odganiać złe duchy, ale codziennie robiły obchód po domu i sprawdzały wszystkie okna. To dzięki Julie poznała chyba wszystkie zaklęcia ochronne i naprawdę żałowała, że nie zawsze może je rzucać. Kobietaa pracowała kiedyś w Urzędzie Niewłaściwego Użycia Czarów i wiedziała, że jak od czasu do czasu dziewczyna rzuci jakimś zaklęciem, to nic wielkiego się nie stanie. Tym bardziej, że używała różdżki Pronton, więc potem ciotka udawała się do Ministerstwa i wyjaśniała sytuację. Ale w przyszłe wakacje będzie już pełnoletnia i ciocia obiecała jej, że ona przejmie rzucanie zaklęć ochronnych.
– Ten chłopak... To młody Black? – zapytała Julie, a Dorcas kiwnęła głową. – Nie wiedziałam, że się przyjaźnicie.
– Nie przyjaźnimy się – powiedziała zgodnie z prawdą. – Prędzej kolegujemy... Przecież ci opowiadałam. Jesteśmy razem na roku, a on trafił do Gryffindoru.
– Widziałam wasze pożegnanie i nie podoba mi się to, moja droga. – Dorcas jęknęła, słysząc te słowa. – To Black.
– A ja jestem Meadows... – warknęła. – Cokolwiek to znaczy.
– To zależy od ciebie, kochanie. Twoi rodzice zginęli w dziwnych okolicznościach i ludzie zrobili z tego jakąś legendę miejską. Więc wyprostuj plecy i unieś brodę, Dorcas. Teraz tylko ty definiujesz swoje nazwisko. – Ciocia pogładziła ją po policzku z czułością, a ona cofnęła się o krok i zrobiła niezadowoloną minę. – Ale trzymaj się od chłopaka z daleka. Black i Meadows... To nie brzmi zbyt dobrze, kochanie.

Leżała na plecach na podłodze w swoim pokoju i strzelała balonami, które robiła z gumy do żucia. Ciocia zajmowała się jakimiś papierami, zapewne rachunkami i listą zakupów, a ona się nudziła.
Dzień wcześniej, tuż po tym jak wróciły z Pokątnej otrzymała wyniki SUMów. Od razu napisała do dziewczyn, żeby się pochwalić iż zaliczyła wszystkie przedmioty.
Jeszcze wczoraj zdążyła postawić ostatnią kropkę w swojej pracy domowej z historii magii i teraz czekała ją ta nudniejsza część wakacji. Chyba że Julie może w końcu ją weźmie w jakąś podróż. W końcu zebrała dziesięć SUMów...
Spojrzała w stronę okna, gdy usłyszała stukanie w szybę. Wstała szybko z podłogi i podeszła do parapetu. Otworzyła okno i duży puchacz wleciał do pokoju. Udał się wprost do klatki jej syczonia i zaczął pić wodę z poidełka. Parsknęła śmiechem, bo przybyła sowa była z dwa razy większa od jej sówki i ledwo mieściła się w klatce. Była też szczęśliwa, że Polly zapewne była teraz u którejś z przyjaciółek, bo zostałaby zgnieciona przez puchacza.
Podeszła do klatki i ostrożnie odwiązała rulonik pergaminu od nóżki sowy. Rozwinęła i po przeczytaniu kilku słów od razu przeszła do podpisu, bo nie rozpoznała pisma.
– O cholercia! – pisnęła i przyłożyła dłoń do ust. Uśmiech sam cisnął jej się na twarz, gdy tylko odczytała: Syriusz. – Napisał do mnie...

Cześć Dor!
Pewnie jesteś bardzo zdziwiona, że napisałem, ale nie zdążyliśmy dokończyć naszej rozmowy w sklepie. W sumie, to nawet porządnie jej nie zaczęliśmy.
Zacznę od tego, że masz nosa do pałki. Kupiłem tą, którą tak zachwalałaś i uwierz mi, życie z nią stało się lepsze... No może nie tyle życie, co gra w quidditcha.

Zachichotała cicho i z powrotem położyła się na podłodze. Trzymała pergamin nad twarzą i przygryzła wargę.

Zapytałaś mnie jak wakacje i nie zdążyłem odpowiedzieć.
Po tygodniu moich znów złych wakacji, los się do mnie uśmiechnął i to na pewno najlepsze wakacje mojego życia. Uciekłem z domu i zatrzymałem się u Jamesa, więc to z nim spędziłem ostatnie trzy tygodnie. Jego rodzice są super, że pozwolili mi zostać i cóż... Skutecznie odstraszyli moich starych, którzy próbowali mnie zabrać od nich.
Także moje wakacje, a raczej nasze, bo moje i Jamesa, są fantastyczne. Praktycznie całymi popołudniami gramy w quidditcha, włóczymy się po Barnsley i okolicznych miasteczkach, i często bywamy na Pokątnej.
Jesteśmy pewni, że to Rogacz zastąpi Denisa i nie wyobrazisz sobie ile książek i czasopism już uzbieraliśmy. Przez cały sierpień będziemy obmyślać plan treningów i nowe strategie. Gryffindor przez najbliższe dwa lata będzie przeżywał swoje lata świetności.
Mam nadzieję, że ty również nie nudzisz się w wakacje i nadrabiasz zaległości w używaniu francuskiego. Zamierzam porządnie przepytać cię po wakacjach, jak już będziemy w szkole.
Liczę, że odpowiesz mi na ten list, bo nie ukrywam, że bardzo mnie ciekawi, co robisz i czy odrobiłaś już pracę domową, bo nie mam weny do historii magii.

Całuję,
Syriusz.

– Całuje! – pisnęła podekscytowana i spojrzała na puchacza piszcząc jeszcze chwilę.

P.S. Właśnie otrzymaliśmy wyniki SUMów. Pieprzeni z nas geniusze! Cała dziesiątka wpadła aż miło! A jak u Ciebie?

*******
Dorcas rozglądała się za przyjaciółkami i starała się słuchać to, co mówi ciocia.
– Zobaczymy się w Święta. Ucz się pilnie, ale też korzystaj ile możesz, Dorcas. To twoje ostatnie dwa lata i chociaż nie byłam w Hogwarcie, i znam go tylko z opowieści, to dwa ostatnie lata przeznacz na...
– ...równowagę, ciociu, wiem. – Odwróciła się do Julie i uśmiechnęła delikatnie. – Na sześćdziesiąt procent pracy ma mi przypadać czterdzieści procent zabawy. Jeżeli uczę się z przyjaciółkami i od czasu do czasu rzucimy czymś śmiesznym, to dzięki temu to się równoważy. Sama mam poświęcać czas tylko zaklęciom, bo to moja pasja i wiążę z nią przyszłość.
– Mądra z ciebie dziewczyna. – Ciocia pogłaskała ją po policzku, a ona cofnęła się, ale powstrzymała się od skrzywienia.
– To dzięki tobie – mruknęła cicho, zapewne kobieta jej nie usłyszała.
– Pamiętaj, kochanie...
– Wyprostuj plecy i unieś brodę – wyprostowała się i zadarła wysoko brodę. Były prawie równego wzrostu, ale gdy Dorcas zrobiła tą postawę, to patrzyła na nią z góry. Julie sama wyprostowała się i uniosła podbródek. Teraz ona patrzyła z góry na siostrzenicę.
– Baw się dobrze, kochanie. Jak przyleci jakaś sowa ze szkoły, to ci napiszę o tym, ale nie przejmuj się za bardzo i korzystaj z szóstego roku... Jeżeli będzie naprawdę źle, to wyślę ci wyjca. – Meadows uśmiechnęła się, gdy usłyszała słowa ciotki. W czasie wakacji dosłownie nie pozwalała jej na samotne wyprawy do przyjaciół, czy na Pokątną. W szkole mogła robić, co chce... Oczywiście w granicach zdrowego rozsądku. Zawsze miały taki układ. I jeszcze nigdy nie otrzymała wyjca. – Widzimy się w święta. Zmykaj już do pociągu!
Uścisnęły się szybko i Dorcas weszła do wagonu.
– Skarbie! – Usłyszała krzyk ciotki i odwróciła się do niej. – Kocham cię, Dorcas!
– Do widzenia, ciociu! – Pomachała jej szybko i po chwili przeszła szukać przyjaciółki. Będąc gdzieś w połowie pociągu łzawienie oczu ustało. Czuła się bardzo nieswojo, kiedy ciocia okazywała jej czułość i wiedziała o tym, że Julie wie, iż jest zakłopotana, ale kobieta nie szczędziła jej gestów ani słów.
– Dorcas! – Otworzyła drzwi do przedziału, który zajmowała Jane i Lily. Pomogły jej wsadzić kufer na półkę i usiadły. – Widziałaś Katherinę?
– Może jest z Remusem? – zapytała, a Jane kiwnęła głową.
– Też tak myślę. Pewnie za chwilę przyjdzie, bo Remus i ja mamy spotkanie prefektów. – Elliot wstała ze swojego miejsca. – Jak coś, to tu jest zajęte! Do potem!
– Jasne, Jane! – odpowiedziała Lily i położyła swoją torbę na ramię na miejscu, które zajmowała blondynka.
– Jak wakacje, Lily? – zapytała Dorcas i spojrzała na przyjaciółkę znacząco. Miała nadzieję, że Evans zrozumie, co ma na myśli.
– Już jest dobrze... Praktycznie przesiedziałam dwa miesiące w domu. Wychodziłam tylko do ogrodu, no i z rodzicami. Na szczęście Sev nie nachodził mnie. – Uśmiechnęła się do niej smutno i Dorcas chwyciła ją za dłoń. – A ty?
– Jak zawsze. – Wzruszyła ramionami. Wiedziała, że powinna powiedzieć jej o listach jakie pisali do siebie z Blackiem, ale Ruda była przygnębiona i nie chciała jej o tym mówić w tym momencie.
*******
– Czemu on się tak gapi? – usłyszała głos Rudej, która siedziała po jej prawej stronie.
– Znów Potter?
– Nie, Black. – Dorcas już miała podnieść głowę, ale nie zrobiła tego. Od wczoraj dotrzymywała towarzystwa Lily.
W trakcie uczty powitalnej zajęły miejsca z dala od Huncwotów. Jane siedziała bliżej stołu nauczycielskiego i obok niej siadali pierwszoroczniacy przydzieleni do Gryffindoru, a Katherina całą podróż i kolację spędziła w towarzystwie Huncwotów.
Teraz Jane pomagała pierwszoroczniakom z ich planami, a Katherina siedziała obok Remusa.
– Cóż... – zaczęła cicho i spojrzała przyjaciółce prosto w oczy. – Wpadliśmy na siebie w lipcu na Pokątnej i pisaliśmy ze sobą przez wakacje.
– Chwila... – Oczy Evans praktycznie rozbłysły z podekscytowania. – W jakim sensie?
– Nie wiem... Po prostu... – Wzruszyła ramionami i czuła jak policzki jej się czerwienią.
– O Merlinie! Dorcas...
– Wiem, Lily. Nie musisz mi mówić, ale wiesz... Rozegrajmy to na spokojnie. Bez publicznego piszczenia. Bez porozumiewawczych spojrzeń. Na litość! Nie gap się tak na niego, bo pomyśli, że o nim gadamy. Weź głębokie oddechy, Evans i zachowuj się, jakbyś nie dostrzegała, że się gapi... Merlinie... Trzeba cię jeszcze wiele nauczyć. – Zaczęła psioczyć na przyjaciółkę, za co dostała w ramię. – Ej! Co mamy pierwsze?
– Dwie godziny transmutacji...
– ...cudownie. – Klepnęła ją w ramię i wstały od stołu. – Musimy zobaczyć tablicę ogłoszeń i pamiętaj, żeby mnie wkręcić w Klub Ślimaka. Gdyby nie Denis rok temu, to nie byłabym zapewne na żadnym spotkaniu. Tak, wiem... Mogłam iść z tobą, ale wybacz Lily... Wiesz jaka jestem.
– Spokojna głowa, Dorcas. Jak tylko profesor zapyta mnie o pierwsze spotkanie, to z przykrością stwierdzę, że obiecałam ci, iż spędzę z tobą czas. Na pewno cię zaprosi. Musisz być...
– ...miła, wiem. Ale od pierwszego roku traktuje mnie trochę...
– ...oschle, wiem. Ale jak zobaczy, że zdałaś SUMa na Powyżej Oczekiwań i nadal jesteś moją przyjaciółką, to na pewno będzie lepszy. Dobrze, więc... – doszły do tablicy ogłoszeń i wiszących obok nich klepsydr z punktacjami domów.
– ...Klub Gargulkowy nie, zajęcia artystyczne nie... Drużyny quidditcha, to nie dla nas... Jest! – Dorcas postukała palcem, gdzie znajdowała się informacja o Klubie Zaklęć. Po chwili postukała kilka pozycji niżej. – I twoja Alchemia.
– Przerażasz mnie czasami... Myślałam, że nie będziesz chodziła na spotkania Klubu Zaklęć. – Powiedziała Lily, zapisując w notesiku datę pierwszych spotkań. Wyrwała jedną karteczkę i Meadows chwyciła ją. Wzięła przyjaciółkę pod ramię i poszły w kierunku klasy, gdzie odbywała się transmutacja.
– Ciocia miała ode mnie listę z uczniami, którzy należą do klubu i skontaktowała się z ich rodzicami. Przekonała ich, że jednak więcej wyniesiemy z tych zajęć, jeśli prowadzić je będzie profesor. Podpisali petycję, którą wysłała Dumbledore'owi. Odpisał, że profesor weźmie nas pod opiekę i możemy liczyć na jego wsparcie. Oczywiście musiały się zmienić reguły przystąpienia do tego Klubu. Alicja została przewodniczącą i kontaktowałyśmy się w sierpniu, bo wcześniej było tak, że jak ktoś miał problemy to przychodził i pomagaliśmy, co jest bardzo, ale to bardzo dla nas niewłaściwe, bo hamuje to nasz rozwój. Dlatego raz w tygodniu przez dwie godziny będziemy mieć spotkania z cudownym profesorem Flitwickiem, a dodatkowo będą dwugodzinne zajęcia w ramach korepetycji dla tych, co mają problemy – powiedziała szybko, a Ruda kiwała głową.
– Myślisz, że nauczysz się więcej? Profesor dobrze uczy, ale... No wiesz... Ma już Żabi Chór. – Dorcas nie powstrzymała się i spojrzała na Evans urażona.
– To Mistrz Pojedynków, Lily! Program zajęć, jak dla mnie,  jest trochę ograniczony. Według mnie, system powinien się zmienić. Zajęcia takie jak transmutacja, obrona przed czarną magią, zielarstwo, zaklęcia i eliksiry powinny być nauczane przez całe siedem lat nauki. Po SUMach byłyby zajęcia podstawowe oraz rozszerzone, bo jednak takie osoby jak ty, czy ja, dużo tracą. Tak to ty miałabyś wyższy poziom na eliksirach, a ja na zaklęciach.
– Czy ja wiem? Jednak nie wszyscy mają dryg i wiesz, jak potem patrzą na wyniki. Załóżmy taki... No nie wiem...
– ...Denis. Chociaż to trochę naciągane, ale rozpracujmy to na jego przykładzie. Z tego co wiem, był świetny z zielarstwa i eliksirów, ale taka transmutacja czy obrona, to leżał. I faktycznie, Lily, masz rację. Moja wizja wymaga poważnego doprecyzowania pewnych szczegółów, bo u niego by się nie sprawdziło. Miał wysokie oceny z zielarstwa i eliksirów, ale na transmutację nie uczęszczał bo miał słaby wynik. – Kiwnęła głową i skrzywiła się. – Jednak w Ministerstwie, czy na kursach patrzą na wyniki owutemów i widząc takie dwa lub trzy okropne, czy nędzne wśród reszty pozytywnych ocen, no to niezbyt ładnie wygląda. Naprawdę chciałam zrewolucjonizować szkolnictwo.
– Wiem, Dorcas. Po prostu to jeszcze nie ten czas. Może uda ci się za kilkadziesiąt lat? – Meadows uśmiechnęła się do Lily z wdzięcznością. – Teraz skupmy się na Blacku...
*******
Pierwszy i drugi dzień nauki minęły zdecydowanie zbyt szybko, ale na szczęście był już piątek i nic już ją nie obchodziło. Razem z Lily kładły się spać, bo nie wiedziały, co ze sobą zrobić.
Jane była na patrolu do dwudziestej drugiej, razem z Remusem, no i Katheriną, która po wakacjach musiała nacieszyć się Lupinem.
Ona i Evans postanowiły położyć się wcześniej, żeby nie nastawiać budzików i się wyspać. W południe ona miała pierwsze, organizacyjne zebranie Klubu Zaklęć, a Lily zebranie dotyczące zajęć z Alchemii. Zdążyła obiecać Alicji, że pomoże jej we wszelkich zmianach i razem roześlą informację o organizacji Klubu. Później miała Klub Ślimaka.
Lily miała rację. W sumie, to poniekąd ją miała, bo przyjaciółka nie pisnęła  profesorowi nawet słówka o niej. Po prostu, Sughorn sprawdził jej Wywar Żywej Śmierci, zacmokał, powiedział "blisko, blisko", pomruczał coś o postępach i zapytał, czy przyjdzie na pierwsze spotkanie w sobotę. W środku bardzo się cieszyła, ale powiedziała, że z przyjemnością wpadnie, o ile jej wcześniejsze zobowiązania nie przeciągną się.
Już miała się położyć i zaciągnąć kotary, gdy usłyszała ciche pukanie do drzwi.
– Proszę! – zawołała Lily i do ich dormitorium weszła Mary Macdonald.
– Nie mów, że znów Snape... – powiedziała cicho, a blondynka pokręciła głową.
– Syriusz poprosił, żebym cię poprosiła. – Dziewczyna uśmiechnęła się miło, a wnętrzności Dorcas wykonały fikołka z radości. Nie mogła powstrzymać się i spojrzała na Evans, która szczerzyła do niej zęby w szerokim uśmiechu.
– Cóż... Właśnie się kładłam, ale już nie będę robiła z ciebie posłańca Mary... – Wstała z łózka i założyła szlafrok. – Tylko mu piśnij jak zareagowałam, Mary, a uprzykrzę ci życie. I dzięki. Mam nadzieję, że to ostatni raz i następnym razem nie posłuży się tobą.
– Daj spokój, Dorcas. W tym przypadku, to przyjemność. James na treningu suszył mu głowę, bo wypuścił dwa razy kafla! Rozumiesz? On nigdy nie puszcza kafla! – Meadows zaśmiała się i przystanęła z Macdonald pod drzwiami do jej dormitorium. – Potter dopiekał mu jakąś seksowną brunetką. Dodałam szybko dwa do dwóch i wyszłaś ty.
– Dzięki, Mary. Dobranoc. – Uścisnęła jej ramię i puściła oczko. Zanim zeszła do Pokoju Wspólnego odgarnęła włosy na jedno ramię i poczochrała, nadając im więcej objętości u nasady. Oblizała wargi i poszczypała policzki.
Weszła do Pokoju Wspólnego, jak gdyby nigdy nic i poszła w stronę Blacka, który siedział na siedzisku zrobionym we wnęce dużego okna. Wstał, gdy tylko ją dostrzegł i spotkali się jakoś w połowie.
– Podobno chciałeś mnie widzieć. – Uśmiechnęła się do niego delikatnie.
– Nie było okazji pogadać wcześniej... Jak początki? – zapytał, a ona zanim odpowiedziała wzięła głęboki oddech. Przez dwa, w sumie, trzy pierwsze dni szkoły minęła się z nim tylko kilka razy i mówili sobie tylko "cześć". Miała oczy i uszy, i co na piątym roku chłopak zaczął przechodzić mutację, tak teraz już nie miał skrzeczącego głosu, tylko dość normalny męski głos. Była pewna, że jeszcze mu się wyrobi, ale nie brzmiał już jak zmutowana ropucha. Wiedziała, że z Potterem praktycznie całe wakacje grali w quidditcha i oboje urośli. Była też pewna tego, że pod szatą kryje już całkiem fajnie umięśnione ciało.
– Och... Dobrze – odpowiedziała po chwili ciszy. – Właśnie kładę się spać, także... Miło, że pytasz. Dobranoc, Syriuszu.
– Dor... – Chwycił jej dłoń, gdy odwróciła się i miała zamiar odejść. Powstrzymała się od uśmiechu i spojrzała na niego przez ramię. – Spędzisz ze mną jutrzejszy dzień? Spotkalibyśmy się po śniadaniu...
– Och... – westchnęła żałośnie i zrobiła zbolałą minę. – Przykro mi, ale mam już jutro plany.
– Tak? – Wydawał się być zdziwiony i jęknęła w myślach, bo domyśliła się, co sobie pomyślał. Zapewne sądził, że ma randkę. – Już w pierwszy weekend?
– Klub Zaklęć – powiedziała krótko, a on teraz nie ukrywał zdziwienia. – Dobranoc, Syriuszu.
*******
Razem z Lily i Jane stały koło stołu z przekąskami i dyskutowały o swoich dodatkowych zajęciach. Widziała, ze Jane jest przykro, bo nie wyrażono zgody na otworzenie Klubu Magicznych Stworzeń. Nie było chętnych, a i profesor Kettleburn nie walczył o te zajęcia.
Ona i Alicja ogarnęły najważniejsze, czyli daty i miejsca spotkań. Jutro po śniadaniu miały omówić organizację pierwszego spotkania oraz to, jak miałaby wyglądać pomoc uczniom, którzy się do nich zgłoszą. Wiedziała, że największy ruch zacznie się w okolicach końca semestru, więc w sumie musiały rozdzielić, kto, czym się zajmie.
– Znów się patrzy – powiedziała Evans, a ona uśmiechnęła się i odrzuciła włosy do tyłu. – Bardziej się patrzy.
– I bardzo dobrze – mruknęła i chwyciła miętowe ciasteczko z kawałkami czekolady.
– Idzie tu i... O nie... Potter też! – syknęła Ruda, a Dorcas spojrzała na nią spokojnie i zaczęła jeść ciasteczko.
– Cześć dziewczyny. – Przywitał się Syriusz, a zaraz za nim James. Jane i Lily odpowiedziały coś krótko, a ona kiwnęła głową, bo nie chciała mówić z pełnymi ustami. Oblizała palce, które przypadkowo ubrudziła kremem i spojrzała na Blacka.
– Też tu jesteście! Cóż za niespodzianka! – powiedziała z delikatną nutką złośliwości.
– W końcu jestem kapitanem – rzucił pewnym siebie głosem James i chociaż ona kiwnięciem przyznała mu rację, tak Lily prychnęła pod nosem. – Jak wakacje, Lily?
– Świetnie – wycedziła przez zęby jej przyjaciółka. – Po prostu świetnie.
– To świetnie – parsknęła śmiechem na komentarz Syriusza i z ulgą dostrzegła, że Evans się rozluźniła. – Zanim wyjdziemy chciałem zapytać, czy jutro też jesteś zajęta, Dorcas.
– Och... – Mina jej zrzedła i spojrzała na niego ze zbolałą miną. – Jutro też jestem zajęta.
*******
– Stary! Przegrywasz z Flitwickiem! – James zaśmiał się z niego i posłał mu tylko rozgniewane spojrzenie. Meadows coś kręciła. Przecież nie było możliwe, żeby dwa dni z rzędu rozwodziła się nad głupim Klubem Zaklęć. Spojrzał na Mapę Huncwotów i zobaczył, że Dorcas wychodzi z dormitorium.
– Zamknij się i chodź! – Narzucił na siebie i Jamesa pelerynę niewidkę, i zaczęli śledzić brunetkę.
Na dziedzińcu dołączyła do niej Alicja Brown i przysiadły na murku, rozkładając przed sobą pergaminy.
Pociągnął Jamesa, żeby podeszli bliżej i zatrzymali się jakieś dwa kroki od nich.
– Słyszałam, że spotkanie było świetne. – powiedziała Alicja, a Dorcas przytaknęła.
– Dlaczego cię nie było? Był Frank, a przecież w tamtym roku cię zapraszał. – Patrzył jak Meadows wyraźnie jest zaciekawiona, czemu prefekt Ravenclawu nie zaprosił jej koleżanki. Alicja wymamrotała coś pod nosem, a Dorcas zakryła usta i wyglądała na zszokowaną. – Coś ty zrobiła?!
– Mówił, że jestem naprawdę cudowna...
– Naprawdę mamy tego słuchać? – syknął szeptem do jego ucha James, a on kiwnął głową.
– Alicja... Co zrobił? – zapytała brunetka i zrobiło mu się ciepło na sercu, bo wyraźnie było słychać, że jest zatroskana.
– Nie wiem... Poszłam sobie i od tamtego czasu się nie odzywam. – Brown westchnęła ciężko i wskazała na pergaminy. – Musimy się zająć Klubem.
– Dobrze... Co do korepetycji, to myślę, żeby to rozdzielić latami i domami. Jeżeli są jakieś braki, to niech osoby z danego rocznika umówią się, kto bierze dany dom. Wydaje mi się, że rzut syklem rozwiąże największe spory, bo czuję wojnę o Slytherin. – Alicja notowała wszystko na pergaminie. Black nadal obserwował Meadows, która patrzyła się na uczniów grających w Gargulki. – Co do zajęć nie mam pojęcia, co będzie najbardziej optymalne. Szósty i siódmy rok myśli już o rozwijaniu się, a jednak do piątego roku, to jest nadrabianie materiału z wyższych lat i pewnie nie będą chcieli zmieniać.
– Hm... Ale pamiętasz, jak to było z nami. Jest wiele zaklęć na tym poziomie, ale dla nich nie ma miejsca. Uczymy się ich w domach w czasie wakacji, albo dopiero po szkole w życiu. – Dorcas uroczo kiwała głową i przygryzała wargę, widocznie intensywnie myślała nad rozwiązaniem tego problemu.
– Nie możemy też narzucać, czego mają się uczyć. My dwie wiemy czego chcemy, ale nie jesteśmy pewne jak inni. Chyba najlepiej będzie, jeżeli zbierzemy się pół godziny przed pierwszymi zajęciami i powiemy, że jeżeli chcą robić materiał z wyższych klas, to niech to wygląda jak do tej pory. Jeżeli chcą uczyć się czegoś spoza podręczników wyższych klas, to wtedy niech zawracają interes profesorowi. – Miał ochotę się roześmiać, gdy zabawnie wzruszyła jednym ramieniem.
– Dobra... To teraz listy. Później napiszemy, co poruszyć na tym spotkaniu przed spotkaniem. No i musimy dziś wysłać te listy, bo w poniedziałek mam nabór do drużyny i będę padnięta. Później mam jeszcze Klub Gargulkowy i mam nadzieję, że Frank mnie nie wywali za te dwa słowa i dziewięć liter... – Jęknęła Brown wyraźnie zażenowana, a Dorcas pogłaskała ją po ramieniu i zabrały się za pracę.
Black pociągnął Jamesa i bezszelestnie oddalili się od dziewczyn. Dopiero, gdy byli osłonięci schodami, ściągnął z nich pelerynę niewidkę.
– To było bez sensu. Zmarnowaliśmy czas – powiedział Potter, a on szedł przed siebie nie kryjąc zawadiackiego uśmiechu na twarzy.
Naprawdę przegrał z Klubem Zaklęć.
*******
– Masz kwadrans – Elliot spojrzała na nią, a ona przekręciła stronicę w książce.
– Nie szykujesz się? – zapytała Lily, a Meadows uśmiechnęła się pod nosem.
– Jestem już gotowa – odpowiedziała. Zaraz po zajęciach zdjęła mundurek i założyła czarne spodnie, i koszulę w kolorowe, pionowe pasy, którą wpuściła w spodnie. Na to wszystko miała założyć krótką pelerynę.
– A makijaż? Nie poprawiasz nic? – zapytała Jane, a ona uśmiechnęła się szerzej. Wiedziała, że dziewczyny są zdziwione jej nową taktyką. Zazwyczaj stroiła się na pierwsze randki, ale z Blackiem zaczęła inaczej tę relację, więc wymagał innego traktowania.
– Nie... Dziś będę sauté[7]. – Usłyszała jak Evans porusza się na łóżku i spojrzała na nią. Dziewczyna wyglądała na co najmniej zdezorientowaną.
– Nie rozumiem... To nie w twoim stylu. – Ruda zabawnie machnęła ręką, jakby pokazywała coś przed sobą i nagle rozszerzyła oczy. – Nie! O Merlinie! Ty bierzesz go naprawdę na poważnie!
– Przecież mówiłam...
– Dorcas... A jak skończysz ze złamanym sercem? W końcu to Black, a wiesz... On nadal ma pstro w głowie. – Meadows wstała z łóżka i stanęła wyprostowana nad Lily. Gdyby Evans stała, to uniosłaby brodę.
– Kochana, Lily... – zaczęła takim tonem, którego nauczyła ją Julie. – Jeżeli ktoś tu skończy ze złamanym sercem, to na pewno on. Już ja się o to postaram.
*******
Naprawdę sądził, że po tej kilkudniowej zabawie w kotka i myszkę Dorcas spóźni się w wielkim stylu, ale nie.
Zdziwił się, kiedy zszedł do Pokoju Wspólnego i ona już na niego czekała. Ukrył swoją reakcję i uśmiechnął się do niej promiennie.
Przez ostatnie dwa miesiące na myśl o niej, zachowywał się jak szczeniak, ale nie mógł nic na to poradzić. Wzbudzała w nim same dobre emocje i cieszył się, gdy tylko ją widział.
Wyglądała cudownie uroczo w wersji bez mundurka.
Wstała z fotela i podeszła do niego powoli. Uśmiechnęła się delikatnie i miał wielką ochotę wyrwać ją z tego ciągłego stonowania. Już dawno zauważył, że jest mistrzynią opanowania i tylko dwa razy w rozmowie z nim, na chwilkę straciła kontrolę, ale równie szybko ją odzyskała.
– Cieszę się, że się zdecydowałaś. – Sam nie krył wielkiego uśmiechu. Wiedział, że szybciej do niej dotrze, gdy będzie w pełni autentyczny.
– Środa, to tak jakby wpół do piątku, więc warto sobie wtedy trochę odpuścić i odpocząć – parsknął śmiechem i wiedział, że podzieli się z Jamesem nowym określeniem środy. – Więc?
– Panie przodem. – Wskazał na tył obrazu Grubej Damy i wyszli na korytarz. Podziękowała mu i poczuł, jak znów fala ciepła zalewa mu pierś. Lubił to uczucie.
– Jak treningi? – zapytała.
– Jutro mamy pierwszy trening nowym składem. James praktycznie cały czas chodzi zdenerwowany, więc to dla mnie prawdziwa ulga, wyrwać się z dormitorium bez niego, bo jest naprawdę nieznośny. Zapewne na minutę przed treningiem wrzuci na luz i będzie świetnie, ale do tego czasu... Wolę łapać chwilę oddechu od niego. – Mrugnął do niej i miał nadzieję, że zrozumie, iż mówi to pół żartem, pół serio.
– Domyślam się, że musi być ci ciężko. Jak będziesz potrzebował kiedyś takiej pomocy w unikaniu przyjaciela. Wal śmiało! – powiedziała z uśmieszkiem błąkającym się w jej kącikach ust.
– Dobrze wiedzieć, Dor... A jak z Klubem Zaklęć? – Spojrzał na nią i przepadł. Od razu się ożywiła i z roziskrzonymi oczyma zaczęła opowiadać, co zdołały ustalić z Alicją.
*******
– Na drugim roku urządziliśmy sobie mały konkurs. Kto najbliżej podejdzie do Wierzby Bijącej. – Spojrzała na niego z lekkim niepokojem, bo właśnie zbliżali się do tego drzewa.
– I jak wyniki?
– Wygrał James... W nagrodzie otrzymał złamany nos i trzy pęknięte żebra. – Jęknęła wyobrażając sobie jaki to ból, ale po chwili roześmiała się. Potrafiłaby na chwilę zatrzymać Wierzbę Bijącą...
– Urządzimy sobie taki konkurs? – zapytała z miną niewiniątka, a on spojrzał na nią i widziała, że jest wyraźnie zaintrygowany. Zmrużył oczy, jakby wyczuwając jej podstęp.
– Ale pod jednym warunkiem, Dor... – kiwnęła głową, żeby kontynuował. – Obiecaj, że nie wyciągniesz różdżki. Musisz całkowicie zdać się na moją łaskę i mi zaufać.
– Dobra... Jak zginę, to przynajmniej w doborowym towarzystwie. – Zażartowała i z lekką obawą chwyciła jego dużą, ciepłą dłoń, którą do niej wyciągnął.
– Chodź... Tylko spokojnie. Nie wykonuj gwałtownych ruchów i uciekaj, jak tylko ci każę...
– ...dobrze – wyszeptała i powoli szła trzymając się blisko jego boku. Przełknęła ślinę, widząc jak drzewo wykonuje nieprzewidywalne ruchy i gałęzie ze świstem przecinały powietrze. Nie ma bata... Nie wyjdę z tego bez szwanku... Może kilka zadrapań...
Kątem oka dostrzegła ruch po swojej prawej stronie. Black wyciągnął różdżkę. Spojrzała na niego uśmiechając się sceptycznie, on posłał jej zawadiacki uśmiech. Leżąca nieopodal gałąź uniosła się w powietrzu i lewitowała w stronę pnia wierzby. Nagle drzewo znieruchomiało, a oni podchodzili do niego.
Gdy byli już w miejscu, gdzie na pewno gałęzie mogłyby ich dotknąć, ścisnęła mocniej jego dłoń i przysunęła się jeszcze bliżej.
Stanęli w miejscu, gdzie gałąź dotykała pień i Syriusz położył w tym miejscu jej lewą dłoń, i przykrył ją swoją prawą dłonią. Czuła przyjemne wibracje pod palcami, kiedy masowali to miejsce. Była zaskoczona, bo Bijąca Wierzba nadal była spokojna.
Spojrzała w szare oczy Blacka, które chyba przez cały czas się na nią patrzyły.
– Błagam... Powiedz, że mnie pierwszą tu przyprowadziłeś – wyszeptała drżącym głosem, nadal obawiając się tego, że drzewu coś odbije i ich pozabija. Dostrzegła jak Black pochyla się ku niej i ręka, którą uciskała drzewo drgnęła, ale przytrzymał ją na miejscu swoją dłonią.
Poczuła jego ciepły oddech na nosie i policzku, a w nozdrza uderzył przyjemny zapach korzennych perfum. Merlinie... Gęsia skórka pojawiła się chyba na jej całym ciele i oblizała suche wargi... Wiedziała, co się zaraz wydarzy...
– Przecież wiesz, Dor... – powiedział cicho przyciskając swoje ciało do jej. – Tylko z tobą dotarłem do tego etapu.
Jęknęła z rozmarzeniem, gdy delikatnie musnął ją swoimi wargami. Jęknęła głośniej, gdy pogładził lewą dłonią jej policzek i pogłębił pocałunek. Z entuzjazmem oddawała mu pocałunki i prawą ręką objęła go mocno w pasie.
Ledwo łapała oddech między pocałunkami, ale nawet nie myślała o tym, żeby przestać. Black cholernie dobrze całował i przy tym... Czuła zbyt dużo naraz i miała wrażenie, że nabrzmiałe piersi zaraz jej eksplodują, a wargi już po chwili ją bolały, i zdecydowanie mogłaby teraz skonać.
Merlinie... Płonę...

Tłumaczenia z języka francuskiego:
[1] Tête-à-tête – sam na sam.
[2] Touché – trafiony (użyte jako podsumowanie riposty).
[3] Faites de beaux rêves, Denis – słodkich snów, Denis.
[4] Toujours pur – zawsze czysty (rodowe motto Blacków).
[5] Faute et punition – wina i kara.
[6] Toujours libre, mon père – zawsze wolny, mój ojcze.
[7] Sauté – nieumalowana, w minimalnym makijażu.

10 komentarzy:

  1. Hej!
    Bardzo się cieszę, że rozdział pojawił się tak szybko. Gratluję kochana tak pokaźnej sumy! :)
    Początki czytało mi się z uśmiechem na ustach, naprawdę. Te zabawy w kotka i myszkę i myślenie tak naprawdę obojga "będzie co ma być" i chyba trochę takie lekceważenie... przerodziło się z coś mocnego. Sama wiesz, jak bardzo lubię tą parę. Bardzo lubię ich kreację u Ciebie i nadal czekam na ich połączenie, a przynajmniej mam taką nadzieję - po takim czasie, może powrócie Dor...
    Lubię to, że Syriusz dostrzegł w niej coś więcej niż tylko wygląd. Ona również to zrobiła.
    Cóż, uwielbiam ich.

    Pozdrawiam i życzę kolejnych 50 000! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć Kochana!
      Też się cieszę, że udało się napisać, to co zaplanowałam. Praktycznie to rozdział skończyłam na kilka minut przed wbiciem 50000, także dobrze wszystko sobie wymierzyłam :D

      Też lubię Syriusza i Dorcas, i strasznie nie chciałam, żeby u nich było z dramatami jak u Lily i Jamesa, czy Williama i Katheriny.
      Chciałam, żeby Black od początku traktował ją na poważnie, w końcu był świadomy tego, ile za dzieciaka wycierpiała i to poniekąd za sprawką jego rodziny, chociaż to wyjaśniło się dopiero, kiedy prawda o Elizabeth wyszła na jaw.
      Dorcas z kolei, zrobiła trochę na złość ciotce i tego tutaj nie powiedziałam wprost, bo w sumie ona to trochę nieświadomie zrobiła :D
      Ogólnie tutaj jest Dorcas, jakiej nie było na moim opowiadaniu. Od początku bloga była już trochę taka niepewna swojego związku z Syriuszem i często doprowadzała do sytuacji typu "domyśl się". :D Ale uwielbiam taką Dorcas i część jej wróci, no ale nie całość. W końcu, wtedy już będzie dorosłą kobietą :)

      Dziękuję Ci bardzo :* I aż się szczerzę jak głupi do sera, że spodobał Ci się ten rozdział tylko o nich :D
      Byle do stu tysięcy! :D

      Buziaki :*

      Usuń
  2. Po pierwsze, z całego mojego serduszka gratuluję Ci 500000 tysięcy wyświetleń! To taka liczba, którą ciężko sobie wymarzyć, a Tobie się udało. Życzę tym samym szybkich kolejnych 500000 wyświetleń, grona wiernych czytelników i niekończącej się weny oraz znajdywania czasu na pisanie!

    A teraz przejdę już do samej treści rozdziału:

    Jak już Ci mówiłam super, że wrócisz do Hogwartu chociaż na chwilę, i mimo że o tym wiedziałam, to nie spodziewałam się, że swoje opowiadanie zaczniesz właśnie od tego momentu, miłe zaskoczenie 😊.
    Coś czuję, że Mary McDonald odegra w Twoim opowiadaniu większą rolę niż się spodziewałam, bo nie sądzę byś ją tutaj wprowadzała tak o, dla funu.
    Cóż tak szybko streszczę najważniejsze rzeczy: bardzo przyjemnie się czytało ich początki i zabawę w kotka i myszkę i wiele rzezy tutaj pokazałaś (z ich życia), ale trochę żałuję, że było tak mało Hogwartu w Hogwartcie. Kilka określeń mi się naprawdę spodobało. Generalnie to po lekturze tego rozdziału znów żałuję, że u Dor się tak pokomplikowało i nie są już z Syriuszem.

    Wybacz, że dzisiaj tak króciutko, ale wiesz jak jest.

    Ślę uściski,

    Panna Czarownica

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki wielkie :* Trochę z zerami się pomyliłaś i dodałaś jedno na końcu :P Obym kiedyś miała taki wynik! ;D

      W sumie to nie mam w planach takiego całego rozdziału z szóstego roku, ale myślę o powrocie do Hogwartu w inny sposób ;)
      Całkiem możliwe, że jakieś wspomnienia będą przytaczane w rozdziałach na głównym opowiadaniu, jako forma terapii Dorcas, ale nie obiecuję!
      Niee... Mary chyba nie będzie miała dużej roli. Niewątpliwie ścieżki jej, Huncwotów i dziewczyn nieraz się skrzyżują, ale to będzie zwykła koleżanka, i nie szykuję dla niej czegoś wow ;)
      W tym rozdziale chciałam najbardziej uchwycić charakter Dorcas, bo jednak na siódmym roku była już inna i kiedy Syriusz z nią zerwał próbowała do tego wrócić, ale jej problemy wzrosły i ją to przygniotło. Także przepraszam, że tak malutko Hogwartu. :(

      Wiem jak jest i dlatego dziękuję Ci bardzo, że znalazłaś dla mnie czas w grafiku :)
      Buziaki! :*

      Usuń
  3. Jestem także i tutaj! :) Udało się!

    Oj, dramat z Severusem... Fajnie, że pociągnęłaś wątek książkowy, bo jakoś nie wyobrażam sobie nic innego jako przyczynę rozpadu tej przyjaźni. Słowa Katheriny były wyraźne i dobitne, ale takie właśnie powinny być.
    Dziwnie mi się czyta o Mary, bo to bardzo poboczna postać, ale fajnie, że jednak istnieje, ma buzię, język, oczy. Wątpię, że zrobisz jej jeszcze jakąś większą rolę, więc nie przywiązuję się póki co.
    "Potter zaczął latać za Lily odkąd chyba zrozumiał, rolę mężczyzny i kobiety w świecie." - Twoje teksty naprawdę mnie rozbrajają :P
    Cieszę się bardzo, że początki Dorcas i Syriusza zaczęły się właśnie od rozmowy, a nie od jakiegoś wpychania sobie języków do gardła ;) Tak naturalnie mi po prostu się to czytało, tak... Tak, że z mojej twarzy mogłabyś wyczytać "awwwww" <3
    Rozmowa, a raczej walka Syriusza z ojcem także bardzo mi się spodobały. Zawsze miałam marzenie, żeby J.K. pociągnęła ten wątek w książkach. Nie dostałam tego, ale tutaj za to mam to wyśmienite :) Cieszę się, że Syriusz się nie dał ojcu i górował. Mój chłopiec <3
    Rozmowa Syriusza z Jamesem... Taka typowa gimnazjalna gadka :D Aż mi dziwnie było to czytać, bo teraz wszyscy są dużo dojrzalsi... Ale masz u mnie ogromnego plusa, bo pamiętałaś, by wziąć pod uwagę ich młody wiek :D
    Ach, no i liściki :D To dopiero urocze :D
    Ciocia Dorcas to kochana kobieta. Może i paranoiczka, ale ma ku temu powody, poza tym widać, ze bardzo kocha siostrzenicę. Fajnie było ją poznać tak wprost, a nie tylko ze wspominek i opowieści.
    Jejciu, jak dziwnie mi się czyta o Katherinie i Remusie jako parze XD To w ogóle nie jest to XD Nawet teraz, w obecnej sytuacji bym ich nie sparowała XD
    Na szczęście Syriusza w końcu przestał w pewnym momencie posługiwać się posłańcem i na śniadaniu sam podszedł do Dorcas, bo już chciałam mu wytknąć brak odwagi :D
    I jeszcze w gratisie mam początki Alicji i Franka tak w minimalnym stopniu, ale fajnie <3
    A ta końcówka... Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaa! Nawet nie wiesz jak cudownie się to czytało :D
    Nie mam teraz za dużo Syriusza i Dorcas, to chociaż tutaj mam trochę... No mogliby się zejść... Oni tak do siebie pasują!

    Weny życzę! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS Wstawki francuskiego bardzo mi się podobały :D Sama teraz się go uczę, więc już w ogóle :D
      PPS Też chcę znać sto języków ._.

      Usuń
    2. Muszę pospieszyć się z tym rozdziałem, bo teraz to już jesteś całkowicie na bieżąco, a tak mało mi brakuje, żeby skończyć, ale tak mi nie idzie ;(
      Mam nadzieję, że do jutra się wyrobię :D
      Też nie wyobrażam sobie innego rozpadu przyjaźni pomiędzy Snape'em, a Lily, dlatego musiał być. :)
      Katherina doskonale wiedziała jaki jest James w końcu wtedy ona i Syriusz znali go chyba najlepiej. Jakoś na czwartym/piątym roku zaczęła się dystansować od tej całej akcji z Lily i Jamesem, ale wtedy chyba stanęła w jego obronie, jak lwica. Oczywiście, że miała rację. Tylko Snape był winny rozpadowi tej przyjaźni.
      Boziu, Dziewczyno. Nawet nie wiesz jak poczucie mojej własnej wartości urosło odkąd mnie komentujesz. Nie byłam świadoma tego ile smaczków zawiera to opowiadanie :P Cieszę się, że ktoś docenia moje poczucie humoru :P
      Oczywiście, że chciałabym, żeby to co było między Syriuszem i Dorcas było jednym wielkim wybuchnięciem wulkanu po latach nienawiści, ale no zupełnie nie pasuje mi to po ich, poniekąd wspólnej, przeszłości. Dorcas ma swoje demony, a Syriusz był tego świadomy od pierwszego roku, dlatego też chyba wcześniej nie chciał z nią mieć bliższego kontaktu. Na pewno to jeszcze rozwinę, ale nie teraz. Poza tym, on jest lekkoduchem i lubi rozrabiać, ale no nie widzi mi się w roli wielkiego playboya. Oczywiście, że uwielbiam opowiadania w których taki jest, no ale ja wolę poprowadzić go troszeczkę inaczej. :D Dlatego uznałam, że takie podejście do Dorcas będzie jak najbardziej odpowiednie. Nawet ona zmieniła swoją taktykę, żeby go poderwać. Nieświadomie dała mu się podejść, a i on nieświadomie dał się złapać :D
      Do ciotki Dorcas jeszcze nieraz wrócę i to w sumie całkiem niedługo. W sumie to do większości treści kiedyś wrócę, w końcu po to ten rozdział został stworzony :P Ale racja, Julie bardzo ją kochała i dbała o nią.
      Mi samej było dziwnie pisać o Remusie i Katherinie. Ja jeszcze pamiętam rozdziały (które usunęłam), gdzie oni byli razem i pamiętam, że całkiem fajna z nich para była, ale jak tutaj chciałam coś napisać takiego z ich udziałem, to rezygnowałam :P To nie na moje siły :D
      Do Syriusza też jeszcze wrócę, ale to również w późniejszych rozdziałach. Ogólnie ucieczka chyba miała miejsce po czwartym roku, ale pewna nie jestem, bo jedynie wiadomo, że miał szesnaście lat, więc przyjęłam, że dam po piątym roku ;P
      Hahaha :D Teraz zdecydowanie są dojrzalszy, aczkolwiek takie słowne przepychanki może jeszcze będą. Z innym słownictwem, oczywiście :D
      Ej, nie zapominaj, że Syriusz nie mógł wejść do dormitorium dziewcząt, więc posługiwał się biedną Mary, żeby ściągnąć Dor na dół :P
      Alicja i Frank to zdecydowanie początki w minimalnym stopniu :)
      Ogólnie cały rozdział pisało mi się bardzo przyjemnie (no i szybko, bo z kilka godzin, oczywiście rozłożonych na kilka dni :P). Wszyscy tacy młodzi, beztroscy... Ech... muszę przebrnąć przez wojnę, może kiedyś doczekamy podobnych czasów :P
      Uf, Uf! Znów Ci się spodobało <3
      Co będzie dalej z nimi, to jeszcze nie wiem. Póki co skupiam się na jednym punkcie na osi czasu opowiadania i niestety w tym punkcie jeszcze nic się nie rozwiąże.
      Ale na pewno będę nawiązywała do tych wydarzeń. :)
      Francuski to piękny język i marzę, żeby w końcu ogarnąć swoje fundusze i może też zacznę się uczyć? :P
      Na szczęście jest google tłumacz, więc na takie małe potrzeby mi wystarcza :P
      A Barty Crouch znał chyba ze sto pięćdziesiąt. Ogólnie wychodzę z założenia, że mózg czarodziei różnił się od mózgu mugoli :P W końcu jak można nauczyć się tylu języków? :O :O
      Wena zdecydowanie mi się trzyma. Ja naprawdę mam nadzieję, że mi się uda i jutro coś wstawię!
      Buziaki! :*

      Usuń
    3. Musisz, musisz się uwinąć :P Póki co nie naciskam, bo mam jeszcze pięć rozdziałów u Panny Czarownicy do nadrobienia, ale już niedługo będę bardziej niecierpliwa :P Choć bardzo Cię rozumiem. Nie wiem, czy to wina przemęczenia organizmu, świątecznego lenistwa czy jeszcze innego chochlika, ale sama męczę rozdział, w którym została mi ostatnia scena ostatniej sceny i co napiszę dwa zdania, to wyłączam Worda, bo nie jestem w stanie nic sklecić...
      Ale trzymam Cię za słowo i jutro sprawdzę, czy Ci się udało :P Trzymam kciuki :D :*

      Usuń
  4. Hej, to ja. Mea culpa, znów przeczytałam dawno temu i nie skomentowałam od razu, no więc tego... szczegółów nie pamiętam i przez to będzie krótko :(

    Wątek Dorcas i Syriusza bardzo przypadł mi do gustu. Fajnie, że oboje od początku czują, że to coś innego, nowego i wartościowego. Może nie można powiedzieć, że od razu myślą o sobie na poważnie, ale to trochę coś w tym rodzaju. Kupno tej pałki i list bardzo mnie rozczuliły, ale najbardziej ze wszystkiego przemówiła do mnie randka pod Wierzbą Bijącą. Black okazał się romantykiem, chcę go więcej w takim wydaniu. Miło czyta się bardziej charakterną Dorcas. Zapewnienie, że nie ona skończy ze złamanym sercem wyjątkowo mi się podobała. Mam nadzieję, że Twoja bohaterka w chwili obecnej, siedząc tam w Australii odzyska to, co widać tutaj. Jeszcze tylko odniosę się do sceny rozmowy i "walki" Syriusza z Orionem. Ogólnie taki koncept niezbyt mi odpowiada. Nie podoba mi się fakt, że piętnastoletni dzieciak potrafi bez żadnego wysiłku obezwładnić dorosłego czarodzieja i to nie pierwszego lepszego z ulicy, ale takiego co zna czarną magię i często jej używa. Moim skromnym zdaniem takie osoby nie dają się tak głupio zaskoczyć. W moim wyobrażeniu scena kończy się tak, że Orion rozbraja syna, kara go w jakiś sposób i otwarcie wyśmiewa jego naiwność i szczeniacką próbę, która nigdy nie miałaby szans powodzenia. Ja podejrzewam, że Syriusz to turbokozak, ale dziecko to nadal dziecko.

    Nie gniewaj się proszę za tą ostatnią uwagę, to nie krytyka - po prostu inne spojrzenie na temat. Czekam na nowość jakąś niecierpliwie i pozdrawiam serdecznie ❤
    Drama

    Ps. Znów pojawiło się tu kilka razy to, o czym już kiedyś wspomniałam - po wypowiedzi jednej osoby po myślniku, zamiast przykładowego "- powiedział Syriusz" pojawiała się reakcja drugiej osoby np. "- uśmiechnęła się". Mi osobiście w takim dialogu wszystko zaczyna się mieszać i muszę wrócić do początkowej wypowiedzi i po kolei wyliczyć, co padło z czyich ust. Ale wytykam to tylko przez mój czepialski charakter - daruj ❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak miło Cię widzieć :D Stwierdziłam, że od razu odpowiem. Wszystko byle nie kończenie rozdziału! :(
      Cieszę się, że jesteś zadowolona z ich początków.
      Dorcas na pewno nie będzie taka sama jak tu, ale jakiś charakterek będzie miała. Staram się nie myśleć o tym, jaki będzie efekt końcowy, bo przez to słabo u mnie z koncentracją na obecnych rozdziałach, ale zapisuję powoli pomysły. Ogólnie to chyba w Australii nie będzie widać tej jej zmiany, dopiero jak będzie wpadała do Anglii to przy znajomych pozwoli sobie na to by być w pełni sobą.
      Syriusz wtedy ma szesnaście lat (cztery miesiące do siedemnastki mu zostały, no wiekowo to prawie jak Ron, Harry, Hermiona i inni, gdy walczyli w Departamencie Tajemnic ze Śmierciożercami), no i było kilka czynników, które zadecydowały o tym, jak to się potoczyło. Nie było matki i Regulusa w domu, Ojciec rok w rok działał tak samo, a on zawsze ulegał i bez słowa sprzeciwu przyjmował karę. No i Syriusz, to syn swojego ojca. Wiele od niego podłapał.
      Jasne, że się nie gniewam :D Na szczęście w tym temacie Rowling dała duże pole do wyobrażenia i każdy może postrzegać to inaczej. ;)
      Na dialogi postaram się zwrócić jeszcze uwagę, ale niczego nie obiecuję, czasami to silniejsze ode mnie :D
      Również czekam na jakąś nowość u Was, ale nie ponaglam, bo sama złapałam jakiegoś zawiasa w pisaniu, i strasznie mi ciężko ruszyć z miejsca.
      Zaczęłam pisać jedną scenę z perspektywy Jess i mi nie leżała, więc usunęłam. Zaczęłam pisać z perspektywy Katheriny, ale znów mi coś nie grało i usunęłam. W końcu już wkurwiona (to był ten poziom zdenerwowania), stwierdziłam, że dobra, piszę to z perspektywy Levena. Jeżeli nie wyjdzie, to rzucam opowiadanie i nie kończę go.
      Na szczęście wyszło :D Jestem względnie zadowolona. :D
      Dobra, lecę dalej pisać. :D
      Buziaki! :*

      Usuń

Cześć Drogi Czytelniku!
Jeśli przeczytałaś/eś rozdział, podziel się ze mną swoją opinią i uwagami.
Przyjmuję konstruktywną krytykę – ale pamiętaj, żeby zachować kulturę wypowiedzi.
Jedna obelga, to jeden smutny labrador!

Czarodzieje

Theme by Lydia | Land of Grafic